silniki do łudki
Widzisz posty znalezione dla hasła: silniki do łudki
Temat: Jak się pływa po Zalewie Solińskim?
kolczatka napisała:
> Bardzo Ci dziękuję za zaproszenie, być może skorzystam.
Szkoda że nie przyjechałaś; rejs udał się doskonale. Relacja jest tu:
usenet.gazeta.pl/usenet/0,2.html?group=pl.rec.zeglarstwo&tid=1016828
> O urodzie Wisły nie musisz mnie przekonywać, bo jestem jej świadoma.
Ja natomiast jestem świadom, że nie jestem jeszcze w pełni swiadom urody
Wisły :-) Do dziś mam przed oczyma majaczące na horyzoncie wysokie linie WN,
obserwowane z mostu w Górze Kalwarii, podczas jednej z kolejowych wycieczek o
których wspomniałem jechalem do Lublina przez... Radom, i po raz pierwszy
mogłem oglądać Wisłe z mostu kolejowego pod Dęblinem. Widoki i tu były
zachwycające, w przecież widziałem tak niewiele!
> Nie zmienia to jednak faktu, jak sam wielokrotnie zauważyłeś, że żeby na niej
> bezpiecznie żeglować niezbędny jest w miarę pomyślny kierunek wiatru.
Nie przesadzałbym aż tak z tym "bezpieczeństwem" Ale mogę się mylić,
zepchnięcie z mielizny parutonowego "koromysła może być o wiele trudniejsze
niż "Oriona" którego kilkakrotnie spychałem sam.
> Rzeki mają to do siebie, że ich "funkcjonalność" jako akwenu
> żeglarskiego jest mocno uzależniona od kaprysów wiatru, zarówno siły
2-3B w zupełności wystarczy aby plynąc pod prąd, o ile nie trzebba się halsować.
> jak i kierunku,
Wcale nie jest tak źle; i przy półwietrze można sprawnie żeglować pod prąd, a
przecież przeważają u nas wiatry zachodnie.
> czego nie można powiedzieć o jeziorach czy zalewach.
Ale takie żeglowanie z nutką niepewności też ma swój urok; gdyby było inaczej
nikt by nie bawił się w żeglowanie, tylko całe Mazury zwiedzał samochodem, w
ostateczności motorówką. Zresztą w razie flauty można "podeprzeć" się
silnikiem, co i czyni się z zasady na Narwii.
> Co się zaś tyczy dojazdów na Mazury, to chyba nieco przesadzasz. Maksymalny
> czas dojazdu to ok. 3 godziny samochodem.
Bywa różnie; korki potrafią zaczynać się w Białołece i ciągnąć aż za Legionowo.
W drodze powrotnej - od Szelkowa do Zegrza, potem znów do Jabłonnej. Czasem
może się trafić np. gromadny powrót podwyszkowskich działkowiczów i jest
fatalnie...
> Biorąc pod uwagę, że co najmniej godzinę zajmuje przebicie się nad Zalew
> Zegrzyński, wolę poświęcić te dodatkowe dwie godziny i jednak dotrzeć
> na Mazury.
Posiadanie łódki na Zegrzu pozwala na swobodne korzystanie z niej w weekendy
(tylko te horrendalne opłaty postojowe :-((( ) Nie zwróciłaś jednak uwagi na
ostatnią z przedstawionych ewentualności: trzymając łódkę nad Wisłą mogę
żeglować codziennie, niejako w drodze z pracy do domu :-))))
> Ale, jak to mówią, kwestia gustu ;)
A szlak Narwi i Pisy znasz? Obawiam się że jeśli nie znsz, i miałabyś
sposobnośc popłynąc tak jak ja w początkach lipca, całe Mazury bez tych dwóch
rzek wydałyby Ci się odtąd jakieś takie małe i okrojone ;-)))
Dla mnie w każdym razie rejs po Mazurach bez przeprawiania się rzekami
straciłby naiemal cały urok. I pomyśleć że parę lat temu dosłownie zmuszono
mnie w AKŻ abym to ja zaprowadził tam Oriona...
Temat: Grupiński: Mariusz Kamiński jest kłamcą a Kaczy...
nie wiem co mieli i co porabia Mirunia
to nie moja branża, skoro nie wiedza jak sie powinni zachować to
ponoszą skutki, tak byc powinno. Takich rozmów prowadzi się tysiące
dziennie w różnych branzach, mój kolega niedawno stracił niezłego
klienta bo próbował ominąć pewne ustalenia-chciwość, ja mogłem
dostac bonusa za "konsultacje", to sa nieduże kwoty ale wpisują się
w etykę zawodową. Wiem jak to wygląda i obojętnie gdzie sie toczą,
wysłuchac mozna i trzeba bo sa to niekiedy cenne informacje o
pewnych zjawiskach ale odpowiadac nalezy dyplomatycznie i
niezobowiązująco a tym bardziej bez nazwisk osób które moga nawet
nie znać tematu, no chyba że chce się je wpisać w pewien scenariusz.
Ja mówie o sferze prywatnego biznesu o skali nie tylko krajowej.
Służba publiczna, no cóż to sa nasi wybrańcy i nie wiem czy inni
tego nie robią czy tez nikt im tego nie oferuje gdyż trzeba wiedzieć
z kim w ogóle mozna rozmawiać, powiem że dzisiaj jest więcej
ormowców niż w stanie wojennym, nalezy oddzielić nadgorliwość i
walke polityczną od zaistniałych faktów, krzywde mozna wyrządzić
kazdemu, nawet spoza takiego układu, kwestia stopnia podłości.
To bagno powinni czyścić wszyscy przez nas wybrani a także forsować
ustawy korzystne dla finansów publicznych. Jeszcze raz powiem że
dobrze się stało iż namierzyli takich ludków ale trzeba iść za
ciosem i doprecyzować ustawowo bez gry pod publiczke czy swoje
korzyści, po tym się poznaje rasowego polityka, współczuję Tuskowi
że przechodzi przez te wszystkie plagi i bardzo mnie bawi ujadanie
tzw. polityków którzy robią to na hasło bez swojej inicjatywy,
śmieszy mnie dlatego iż działam w innej sferze i takich liudzi bez
własnego zdania nikt nie słucha i nikt o nich nie zabiega moze
dlatego sie trzymają polityki gdyż wiedzą że w normalnym swiecie sa
nikim. to my płacimy podatki, to my tworzymy miejsca pracy, to my
wychodzimy naprzeciw problemom gdy jest cienko, politycy się tym
przejmowac nie musza dlatego chętnie ukróciłbym i pensje i ilośc
stołków a także przywileje. Dziwię się że ludziska głosuja na kogoś
kto niczego w życiu nie zbudował, nie umie rozwiązac żadnego
problemu natomiast powołują komisje śledcze dla siebie nawzajem by
sztucznie pokazac jak dbaja o społeczny interes, g...o dbają, jest
im to obojętne, podobnioe w przypadku prywatyzacji: jedni coś chcą
sprzedać, inni sa przeciw a jak ci nie mog asprzedac tamci zarzucają
że nie potrafią albo ze kłamią. Prawda jest taka że to inwestorzy
tworzą miejsca pracy a nie ekonomiści czy politycy. Cegielski
widział że polskie stocznie nie budują wiele, ale miał jeszcze
zamówienia zachodnich stoczni i co? ano nic, wycofały się, brutalna
prawda, niektóre niemieckie stocznie zamknięto mimo wpompowania z
poczatku państwowej kasy, lepiej zamknąc i przymierzyć się do innej
branży niż tkwić w niepewnosci. Dla porównania jest polska stocznia
która buduje i jest polska fabryka budująca dla nich silniki no i
dobrze, niech to nadal w spokoju robią. Rozgadałem się ale wnerwia
mnie utyskiwanie i podejrzenia zamiast konkretnego działnia.
Temat: Przedwojenne konstrukcje lotnicze.
Drogi Crannmer macisz. Podstawa tego watku sa samoloty z polowy lat 30 XXw. I moje twierdzenie ze gornoplaty budowalo sie latwiej jak dolnoplaty i to tak ze gornoplat mogl (prawie) kazdy budowac a dolnoplaty juz nie. I o to glownie chodzi. Ty za to twierdziles ze to wszystko jedno. Latwo wszystko. A nieprawda.
I podstawa do tych rozwazan jest wlasnie gdzie znajduje sie punkt zawieszenie (zbiorczego z powierzchni nosnych oczywiscie glownie skrzydla) w stosunku do srodka ciezkosci samolotu. I mozesz sie tu wic jak chcesz to wlasnie jest ta prawda.
Moze o statkach bo tutaj jest latwiej i kazdy to czuje. Juz ludzie w kamieniu lupanym budowali sobie lodki i ich stabilnosci napewno czuli. Statek jest stabilny kiedy punkt zawieszenia sily wyporu jest powyzej jego srodka ciezkosci. Dlatego jachty maja solidne kile, a i w statkach wozi sie nawet balast. Bo jak srodek ciezkosci jest nizej jak srodek wyporu i jak sie statek kladzie na burte i jest tak dalej, chociaz srodek wyporu sie przesunie ale dalej jest wyzej, powstaje moment obrotowy ktory statek prostuje. Odwrotnie przewraca sie.
W samolotoach jest calkiem podobnie. Z tym ze w statkach ten punkt zaczepienia wektora wypornosci latwo sie widzi. Stosunkowo. I do tego jest dosc statyczny do rozpatrzenia. A w samolotach sila nosna jest sprawa dynamiczna. Bo zalezy od duzo czynnikow. Oplywu powietrza, mogacego byc rozny od kata natarcia itd. Ale zawsze mozna, dla kazdego warunku lotu samolotu wyliczc ten punkt, sprawdzic jego polozenie w stosunku do srodka ciezkosci i zobaczyc czy jest moment obrotowy prostujacy samolot czy nie. I podawane w Twoim linku zachowanie sie skrzydel w formie V nie zmienia tu niczego. Opisane jest zjawisko ze skrzydla sie roznie skrecaja i tym samym kazde z nich wytwarza, liczac na jedno skrzydlo, inna sila nosna. Ale dalej mozna (i nalezy!) matematycznie nie tylko calkowac sily nosne po kazdym skrzydle z osobna a cale. I wtedy analiza jest dalej jak caly czas moja.
I napewno drogi crannmer te P.. z polowy lat 30 tych XXw mialy potezny zapas stabilnosci. Dopiero samoloty wspolczesne wykorzystuja precyzyjnie rozne szczegoly aby miec stabilnosc mimo ze sa dolnoplatami.
Ale moze jak juz to dlaczego dolnoplaty byly lepsze? jako mysliwce? Oczywiscie podwozie, miejsce na podwozie bylo dobra sprawa. Ale stabilnosc malala. Z tym ze i to bylo dla samolotow lepsze. Wymagalo ale precyzji. Wlasnie dlatego pisalem ze sie schody zaczely. Juz kraiki z malym potencjalem przemyslowym sobie z tym nie dawaly rade. Jak poprzednio z gornioplatami. Gornoplaty byly topornie stabilne. Ale do przechylu, bo wlasnie mialy duzy zapas stabilnosci, potrzebowaly duzych lotek. Ktore odpowiednio wychylane wytwarzaly sile prostopadla do skrzydel. Ale lotki wytwarzaja nie tylko ta potrzebna dla nas sile. tez sile hamujaca samolot. A ze w gornoplatach byly lotki duze (jw) to i duzo hamowaly. A to juz nie bylo dobrze. Kradly energie z silnika. W dolnoplatach, majace maly poziom zapasu statecznosci lotki potrzebowaly wytwarzac mniejsze sily aby samolot przechylic czyli tez mniej sily jego hamuja. I to bylo dobre. I dla mysliwcow ale wlasciwie, moze mniej ale zawsze, i dla innych. Dzisiaj nawet dla pasazerskich. No ale dzisiaj to juz jest technika. Z tym ze niewiele krajow je buduje.
Wezmy Twoj link:
de.wikipedia.org/wiki/V-Stellung
jeden cytat niego. Dotyczacy stabilnosci wlasnie gornoplatow! Po hitlerowsku wiec przetlumacze:
"Die negative V-Stellung wird auch bei Schulterdeckern, wie der BAe 146 oder der Lockheed C-5 Galaxy eingesetzt. Diese Flügelanordnung kompensiert Rollbewegungen durch das Pendeln des Rumpfes und benötigt deswegen keine positive V-Stellung. Tatsächlich sind diese Anordnungen so stabil, dass eine negative V-Stellung der Flügel benötigt wird, um das Flugzeug manövrieren zu können."
"Negatywne V ulozenie skrzydel jest tez przy gornoplatach stosowane, jak BAe146 czy C-5 galaxy. To ulozenie kompensuje rolowanie spowodowane kiwaniem sie kadluba i nie potrzebuje dlatego pozytywnego V-skrzydel. W rzeczywistosci to ulozenie jest tak stabilne ze potrzeba V negatywnego skrzydla aby samolot mogl manewrowac"
A wiec dokladnie co ja pisalem. Gornoplat jest stabilny i wwspolczesne samoloty jak im skrzydla "wyrastaja" na grzbiecie maja negatywne V polozenie aby zabrac im stabilnosc.
Takie P.. tego nie mialy. I dlatego byly ladnie stabilne. I mialy duze hamowania lotkami bo tez chcialy manewrowac. Dzisiaj nie chce sie im dawac wielkich lotek bo szkoda paliwa nawet przy transportowych samolotach. Dzisiejsza technika daje sobie z ta mala stabilnoscia rade. Ale kiedys nie.
Jak juz o tym. Na zdjeciu tego Twojego linku jest tez Harrier pokazany. Skrzydla wyrastaja mu z plecow, wlasciwie gornoplat, ale wisza mu jego skrzydla w dol jak wasy u Zagloby. I wlasnie dlatego aby sumaryczna punkt zaczepienia sily nosnej byla blisko srodka ciezkosci. A nawet w nim ale wtedy trzeba ciagle minimalnie ruszac lotkami i to juz nie robi czlowiek a komuter poprze serwomechanizmy. Niby niebezpiecznie ale zato sa zwrotne. I wlasciwie symetryczne czy na plecach czy normalnie lataja. Poza krwia w mozgu pilota naturalnie.
Wiec jak widzisz Crannmer to wlasnie ja mam racje. I od poczatku.
Pozdrowienia
Temat: przeczytane dzisiaj cz. IX
Dziecko zginęło w zderzeniu kajaka z motorówką :(
serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34308,3457719.html
ku przestrodze - wszak sezon wakacyjno-urlopowy dopiero sie zaczal
To jeden z dziesiatkow wypadkow gdzie corocznie zycie traci ktos co pojechal
na wakacje/urlop, "po zdrowie" i wypoczynek.
Tym razem dziecko, wiec tragedia rodzicow - inklusive
Banalne, i (niby) takie rzeczy dzieja sie rowniez gdzie indziej "na Swiecie".
Moze i tak, ale mnie szczegolnie boli.
Poza zeglarstwem mam szczegolny stosunek do sportu motorowodnego.
Patent (sternika motorowodnego) zrobilem odrobine (co zrozumiale) pozniej niz
zeglarski, ale to juz 37 lat! (1968), a morski (w RFN) przed dokladnie 25 laty.
Praktyki tez mam troche - od "sciganckiej" jeszcze sklejkowej lodki z 30 KM
König-iem poprzez Bayliner-y - chyba... wszystkich modeli (od 18 - 30") z pelna
gama napedow (az po podwojne z moca grubo ponad 300KM ) po 12 m "wypornosciowce"
(Princess, Kuster).
Nikt nie musi mnie "uswiadamiac" jakie to uczucie gdy 9-10 metrowej dlugosci
i wadze ponad 3,5 tony, za pomoca poteznego (lub dwoch!) silnika wprowadza
sie "w slizg", obojetnie - stojac za sterem w kabinie, czy na Fly-Bridge.
To jest masa nad ktora by pewnie panowac, trzeba miec sporo (!) praktyki
i doswiadczenia.
Takie lodzie, aczkolwiek coraz wiecej ich rowniez np.:na Mazurach
uzywane sa przez (raczej) doroslych i odpowiedzialnych wlascicieli (dzieki
Bogu) choc, hmmm..... do "wyszkolenia" Ich mam tez sporo uwag
Ale, popularne lodzie slizgowe, ca 6-cio metrowej dlugosci, wyposazone w
silniki pow. 100KM to... "pociski" w rekach czesto malo doswiadczonej
i sklonnej do kazdej nieodpowiedzialnosci "mlodziezy".
Tylko "kase" trza miec by to kupic (od ca.: 20.000 $ lub € w gore za nowa)
a z tym (chyba) najmniejszy problem (niestety).
Nawet ostatnio (sic!!!!) patentu nie trzeba - choc to bylo w ostatnich latach
"mydlenie oczu" bo i ten papier mozna bylo (ponoc) ... nabyc .
W Holandii, Niemczech, Wloszech - motorowodniactwo to jedno z
najpopularniejszych form aktywnego spedzania wolnego czasu.
Z ograniczeniami (predkosci) mozna wplywac do centrow Amsterdamu czy Berlina
a urlop spedzony na francuskich kanalach od Ren-u po morze Srodziemne na
motorowej lodzi z 100-ka sluz (wiekszosc automatyczna lub samoobslugowa!)
- dostarcza wrazen na cale zycie!.
Tylko, hmmmm... nasze Mazury.
Boje sie, ze dzieki glupocie i beztrosce czesci "motorowodniakow" ktorzy z tym
sportem nie powinni miec NIC wspolnego - piwko (10-te!) wypijac w nabrzeznej
knajpie a "kase" na lodz lepiej wydawac w Hotelu Golebiewskim (w barze i na
dziewczyny) - nastapi zaostrzenie "rygorow" w postaci ZAKAZU plywania
dla tych NORMALNYCH - wogole.
Tak jak wylaczono juz wiele akwenow w Polsce - rowniez mazurskich .
Zakazac wszak najlatwiej i... wyprobowana to metoda: tanio, latwo i bez klopotu.
Kontrole (dokumentow i trzezwosci!) skiperow-amatorow otrzezwily by i
przeselekcjonowaly (pozytywnie) to towarzystwo, ale do tego trzeba hmm....
profesjonalnej policji wodnej i (raczej) odpornej na ......
Eeeeh...
Wodniku,-
Druhu z Tow.: "mokrego tylka"
pozdrawiam, z nadzieja iz sie jeszcze doczekamy normalnosci.
pE
Temat: Wrazenia z wycieczki
Biuro nazywa sie Exotica Travel, wczoraj musialam gwaltownie przerwac, bo mi
sie przegrzalo i literki na klawiaturze sie pomieszaly,
No to lecimy Airbusem na wyspy, samolot nowy (no, moze tylko wyglada jak
nowy), obsluga o oczywiscie oryginalnej urodzie, jaki przystojny pilot wital,
podaja jedzonko nawet na te pierwsze 45 min. Na dodatek mam miejsce przy oknie
i bez skrzydla.(To znaczy skrzydlo jest, ale nie przed moimi oczami) A widoki
z gory!!!! Pasma wulkanow, na zboczach malutka (bo widac z wysoka)
urbanizacja. Tak rozwodze sie nad tym samolotem, bo po raz kolejny stwierdzam,
ze najmarniej jest na amerykanskich liniach. Zarcia juz prawie wcale nie
podaja,nawet najmarniejsze wino za pieniadze, boeningi sfatygowane, a
stewardesy podejrzewam (w ramach walki z dyskryminacja wiekowa i urodowa)
czesto dorabiaja "moim" lotem do emerytury, albo wlasnie zaczely dopiero
odchudzanie. Sprawiedliwie - to fakt, ale troszke mniej urodziwie.
Ladujemy na wyspie Baltra, nie ma tu nic oprocz lotniska i kilku kioskow. Z
samolotu wysypuja sie bialasy i Ekwadorczycy. Obsluga nie patrzac nam w
paszporty tylko w oczeta kieruje nas do dwoch roznych kolejek. To znaczy my
placimy 100 dol. wstepu do parku narodowego, a oni nic. Jak tu nie mowic o
uprzedzeniach rasowych)). Wychodze przed budynek lotniska, wreszcie goraco,
krajobraz ponury, lawa, zuzel i tablica witamy na Galapagos. Podchodzi do mnie
Ekwadorczyk - wymienia nazwe stateczku, zgadza sie, czyms takim mamy plynac. Po
czym poznal, ze akurat ja pasuje na ta lodke, czekamy dluzsza chwile na reszte.
Zdazylam sie dowiedziec, ze nazywa sie Luis, ma zone Wenezuelke, dwoje dzieci,
z ktorych jedno juz pracuje w Parku narodowym a drugie studiuje w Kito.
Wsiadamy do podjezdzajacych autobusow, aby jedyna droga przeciac wyspe i po
drugiej jej stronie przeplynac promem "zaokretowac" sie najpierw na piec dni. W
przystani pierwsze zetkniecie z natura, na drewnianym nadbrzezu leza lwy
morskie.
Nasz stateczek jest "just right" - na nasza 12-osobowa grupe, do tego 6 osob
zalogi. Rozgoszczamy sie po dwie osoby w malutkich kajutach z przylegla
malutka czescia toaletowa. Juz po chwili gong wzywa nas na zbiorke. To Luis
przejmuje wladze nad nami. Milo, milo, ale dyscyplina musi byc, sniadanie o 7-
mej rano, a potem rozklad zajec jak na kolonii, albo w Club - Med. Lubie, kiedy
czas nie przeplywa przez palce, zreszta inni uczestnicy tez. W praktyce okazalo
sie, ze te poranne wstawania sa po to, zeby w czasie poludniowego operowania
slonca miec wolny czas. Kazdego dnia wieczorem krotkie zebranie, omowienie,
lesli ktos ma ochote minionego dnia, i omowienie wypisanego na tablicy planu na
nastepny dzien.
Na powitanie wysp udajemy sie na plaze, polega to na tym, ze przesiadamy sie
do ciagnionej za stateczkiem lodzi motorowej i udajemy sie do brzegu, gdzie
rozroznia sie : "wet landing" i "dry landing", czyli, ze na brzeg dostajemy sie
przez wode, albo od razu na sucho. Na plazy troche ludzi, a glownie rozwalaja
sie lwy morskie, w wodzie tez, a wystajace z wody skaly sa oblepione
czerwonymi krabami, nie trzeba gotowac - juz sa czerwone. Widzimy pierwsze
iguany, tez nieruchome, cud brzydoty w naturze. Jakos tak nie bardzo chce mi
sie polozyc wsrod tych zwierzatek, wiec ide poplywac. Znow wroce do ukochanego
tematu - rownik, woda cieplejsza niz w Baltyku, ale tylko niewiele. Ktos mi
pozycza maske do snorkelowania ( zanurzanie sie w masce z wystajaca rurka), lo
dzizaass, a czego tam nie ma pod ta woda, lawice, lawice kolorowych ryb.
Niestety, zapominam oddychac, lykam wode - no to dosc tego snorkelowania.
Stoimy nad brzegiem, zeby obcieknac i rajcujemy, mija nas pan: o rodacy, a z
jakiego miasta? A z takiego. Ooo, to nie smutno tak na obczyznie? Oczywiscie
nie wytrzymalam - my nie na obczyznie, my jestesmy u siebie. Pan opowiada jak
to podrozuje, ma swojego agenta, co mu zalatwia wycieczki, jest na stateczku
obok, z zona. Zona stoi obok - nawet sie nie usmiechnie, nie polubili nas do
konca, a spotykalismy ich ciagle, bo plynelismy w parze z ich stateczkiem.
Zawsze spotyka sie rodakow z kraju i prawie nigdy nie nawiazuje sie cieplejsza
rozmowa.
Wracamy do lodki, ladowanie bylo mokre, nasz polski pilot niestrudzenie
wylapuje wszystko co sie dzieje. Podazaja za nami fregaty, jakie to piekne
ptaki, ciagle czekam na slynne ptaszki - o wdziecznej nazwie gluptaki (po
angielsku tez sie smiesznie nazywaja - boobi). Przesiadka na stateczek.
Przekaseczka, kawusia, herbatka. Przygotowac sie do kolacji, potem bedzie
party... z tancami. Kucharz okazuje sie nadzwyczajny, w kuchni wielkosci slepej
z budownictwa wielkoplytowego wyczarowuje posilki smaczne, urozmaicone, nie
korzystajac prawie z polproduktow. Kapitan otwiera szampana i zaczynaja sie
razgawory, zaloga ma widocznie obowiazek poderwac do tanca bo juz wkrotce
tanczymy w rytmie salsy (czy ktos wie jak to sie tanczy) i innych, byle nie
samby, bo to z Brazylii. Siadamy na pokladzie, nasz polski pilot po raz
niewiadomo ktory uczy nas gwiazd na niebie, polozone inaczej niz na polnocy.
Ktos pozycza od kapitana gitare, zaczyna sie spiewanie. Powinnam napisac -
spiewamy szanty, tak dobrze nie bylo - raczej repetuar Marysi Biesiadnej. Luis
opowiada ciekawostki ekwadorsko - galapagowskie, byc pilotem to bardzo dobry
sposob zarabiania na chleb w Ekwadorze - dlatego nielatwo zostac nim. Po
pierwsze trzeba byc urodzonym w Ekwadorze, inne rzeczy jak jezyki, wiedza tez
sa dla wielu nie do przeskoczenia i z przystepujacych do egzaminu niewielu
zdaje. Wspominalam juz, ze dla Ekwadorczyka ze stalego ladu osiadniecie na
wyspach jest omal tak trudne jak zdobycie zielonej karty w Ameryce. Wladze, z
oczywistych wzgledow ograniczaja naplyw ludzi, dlatego wydaja tylko karty
pobytowe do pracy na pol roku, ekwadorczycy ladowi, uciekaja do roznych
sposobow - szukaja zony z Galapagos. Mieszka tu w sumie na wszystkich wyspach
kilkanascie tysiecy osob ( trzy sa zamieszkale), z tego niewiele ponad dwa
tysiace urodzilo sie tutaj. Nasz Luis jest mily i profesjonalny. Zapewne inni
sa tacy sami. Przewodnik ostrzega, ze tylko dzisiaj jest tak spokojnie, od
jutra trzy kolejne noce bedziemy plynac, wiec fala i silnik nie pozwoli na taki
relaks. I rzeczywiscie - o piatej rano zaczyna huczec silnik, akurat zrobila
sie fala, wiec kiwa, wychodze na poklad, ciemno. Ide na gorny poklad, gdzie
zapamietalam sobie, ze jest taka ogrodowa lezanka. Juz mam zamiar wyciagnac sie
na niej wygodnie, kiedy zza jakiejs nadbudowki wylania sie olbrzymia czarna
postac. O, jak zaczelam wrzeszczec - duch, morderca, gwalciciel? Nie, to nasz
kapitan cos tam sprawdzal. Zawsze mowia, ze Ameryka poludniowa to swiat duchow
i niewytlumaczalnych zjawisk.
Temat: Powiesc dla wszystkich
Tym razem Niknejm sie ulotnil,zabral ze soba piec diskow i tyluz ludzi,miedzy
innymi Zielonego.U nas juz bylo wszystko na ukonczeniu.Nikt nas jak do tej pory
nie niepokil ani z ladu ani z powietrza.Maly disk byl caly czas w powietrzu i
kontrolowal okoliczne poligony do 300km.Nic sie nie dzialo,byl spokoj.Wojsko
zaczelo sciagac,bylo widac ruch na drogach.Czekalismy ,az sie zbiora w jakims
miejscu.Nie bylo sensu paralizowac zycia cywilnego.Po trzech dniach zjawia sie
Niknejm i Zielony z chlopcami.Okazuje sie ze maja w kazdynm disku po 5 aut
wykonanycgh z Talbonitu.Zieloný przeszedl samego siebie,Zaprojektowal swoj
wlasny silnik spalinowy wykonany z Talbonitu, wszystkie czesci jak
tloki ,blok,korbowody,glowica, zawory,nawet sprzeglo bylo wykonane z Talbonitu.
Rewelacja bylo to ze sprzeglo cierne funkcjonowalo i bylo nie do
zdarcia.Zamiast sprezyn dociskopwych byly patenty made in Zielony a mianowicie
tloczek osadzony w cylidrze zamontowany centralnie na soprzegle dociskal tarcze
do kola zamachowego .Nosnikiem tej sily byl olej w cylinderku,ktorego cisnienie
bylo dozowane w zaleznisci od potrzebnej sily .Nie bylo szansy poslizgniecia
sie przy pelnym docisku.Wykonal pare sprezyn ,ale nie bylo sposobu ich ugiac.
Motor charakteryzowal sie bardzo rownym chodem na biegu jalowym,orza moment
pelny uzyskiwal po przekroczeniu 900obrotow.Mozna bylo krecic do 15 tysiecy
obrotow.Zawory byly roniez dociskane hydraulicznie i przy tych obrotach nie
bylo bezwladnosci jalowej lekko nadazaly.Pojemnosc okolo 2.5 litra moc mozna
bylo dozowac w danym czassie tyle jakie bylo zapotrzebowanie.Udalo sie wycisnac
max cos okolo 750KM ale przy zuzyciu paliwa 100x 100 czyli 100litrow na 100km
przy maxymalnej mocy.Tak uzytkowo to dawal 250KM przy 7 litrach na
100km.Predkosc byla praktycznie dowolna.Trzeba bylo pojechac 300km/h wyciagal i
nawet 400km/h. Motor mozna bylo obciazac jak sie chcialo.Czynnika chlodzacego w
uzytkowaniu codziennym bnie trzeba blo stosowac motor sie nagrzewal do 200C i
to mu nie przeszkadzalo.To samo z olejem ,talbonitowe panewki nie wymagaly
smarowania ani chlodzenia.Mialy wiekszy poslizg niz teflon.Wymazone auto dla
ekologow i innnych zielonych krzykaczy.
Takich akcesori jak alternator nie trzab bylo uzywac wystarczyla jedna bateria
naturalna.Auto po probach dostalo naped na obie osie inteligentna sklrzynie
biegow,cudko.Zielony odrazu zarejestrowal 40 patentow na tym aucie.
Reszta aut zostala wyposazona w silniki elektryczne i po 4 rusznice
laserowe.Razem 24 gotowe pelnosprawne wozy bojowe.Nowoscia byl Dreaded
wynalazek szyby talbonitowe,nie mozna bylo ich przestrzelic z broni
konwencjonalnej.
Odra juz napelnial nasza fose.Nie mozna bylo zrobic zapory na srodku
rzeki,uzylismy dwoch diskow,zawisly nad rzeka nad sama woda i dajac sile
grawitacyjna w drugim kierunku wstrzymaly nurty rzeki,ktora zaczela sie
spitrzac i uchodzic w nasza fose.Napelnianie trwalo cala noc.Okazalo sie ,byly
zle pomiary i ostateczna glebokosc wynosila miejscami do 15m.
Majster budowlany wpadl na genialny pomysl i w trakcie napelniania fosy
puscil,5 duzych Catepilarow do zrobienia tamy w tym miejscu gdzie juz bylosucho
na Odrze.Zostala przegrodzonai odrazu z tylu za tama byl powrot wod z
fosy.Pojawila sie brodna i bardzo blotnista.Trzeba bylo wielu godzin jak
zaczela plynac stosunkowo czysta.Praktycznie bylismy przygotowani na przyjecie
niespodziewanych i nie proszonych gosci.Zostala ostania noc.Maly disk meldowal
kolumny wojsk w cywilnych autach zblizaja sie od Poznania,Wroclawia,Zielonej
Gory.Jada dosc wolno.Na okololicznych lotniskach zrobil sie ruch probuja
startowac nasze uziemnione helikopery.Zaroilo sie od wypadkow resztki platow
fruwaly pocalym lotnisku.Czoli bez uzyteczne.Niemiano zrobic co z wojskie
minnych maszyn nie bylo.zapakowano na ciezarowki z PGR-ow i wieziono do nas.
Zrobilismy narade .Uwazalismy ze Oni sie podciagna i uderza nad ranem kiedy sie
dobrze spi.nasz mlodziez byla juz przeszkolona ,dosiadali motocykli i sobie
jezdzili w zdluz fosy i kontrolowali teren calego wojewodztwa.Lodki patrolowaly
bez przerwy cala fose.Auta staly przy przjsciach i mostach na fosie.takie auto
wystarczylo za bunkier.Bylo niezniszczalne zadnym pociskiem co ludzkosc
wyprodukowala.Nasz punkt dowodzenia byl w naszych labolatoriach.Mielismy
lacznosc z kazdym najmniejszym wehikulem.
Po naradzie decydujemy sie uderzyc juz na linie kolejowe i pociagi wiazace
ciezki sprzet.Okazalo sie ze uruchomiono zapasy wojenne i sprowadzono 500
nowych czologow Z DDR-owa.Tylez samo Scottow,i niezliczone ilosci
zarekwirowanych ciezarowek z cywila.Dreaded przejal dowodzenie.Wziolem jeden
Disk i poprosilem Dreada czy moge sobie popatrzec na lokomotywy. Chcialem
przezyc to samo co przezyl Wuj.Wszystkie diski byly w powietrzu,kazdy mail inne
zadanie.Polecialem na trase Poznan-Berlin. Kolo malej stacyjki Torzym
zauwazylem wiezdzajace na pociag duze ilosci czlogow z Poligonu z
Sulecina.Mozna sie bylo przestraszyc.Takie ilosci.Byly to maszyny sprowadzone
wczesnie noca z DDr-owa.Bylo nas 15 osob razem w disku kazdy mial jedno
laserowa ciezka rusznice przeciwpancerna.Lokomotywa stala i syczala para
psikala spod kol.Widac bylo jak palacz dorzucal i trzymal ja w stanie gotowym
do ruszenia.obsluga cywilna.Szkoda tych ludzi i zolnierzy to mlodzi
chlopcy.Politrokow nie widac,oficerow tez nie z<auwazylem krecocych sie.Znizam
lot nad sama ziemie i biore do reki mikrofon.jest cisza nas nie slychac .Nagle
moj glos brzmi nad lasem i stacja.Uwaga prosze wysiasc i odejsc od skladu i
wysjc z maszyn bojowych.Zolnierze zadzieraja glowy do gory i sie gapia,jakis
oficer wylazl z zabudowan kolejowych i patrzy.Spokojnie powtorzylem i do
oficera jeszcze raz
Temat: Nasze 2-miesięczne wakacje w Rumunii (i Bułgarii)
cz.14 Delta Dunaju
26.07.07
To już ostatnia noc w naszym uroczym moteliku, dalej czeka nas nieznane.
Rozliczamy się za pokój – nie bez niespodzianek – pan z recepcji mówił o 16 ron
za godzinę wynajęcia kortu, przy płaceniu za pokój okazuje się, że to miało być
60 ron. No cóż, jakoś trzeba się dogadać – w końcu płacimy 70 ron w sumie za
3,5 godziny grania – więc staje na naszym.
Ruszamy w drogę i nagle nasz komputer sygnalizuje brak powietrza w oponie. Już
wczoraj dawał nam znaki, że coś jest z tym kołem nie tak, ale Krzyś
zbagatelizował ten sygnał, twierdząc, że to na pewno czujnik się popsuł.
Wracamy więc do naszego motelu, bo obok niego znajduje się punkt wulkanizacji.
Pan mechanik sprawnie zdejmuje koło – w oponie mamy wielki gwóźdź z końskiej
podkowy. Naprawa trwa 15 minut, pytamy o cenę, pan pisze palcem 60. Krzychu
łapie się za głowę – za 60 ron miałby nowa oponę. Krzyś w związku z tym prosi o
rachunek, wchodzi na zaplecze i dostaje kwit na … 6 ron (w styczniu w Rumunii
była denominacja i wiele osób posługuje się starą walutą) . Na to konto myjemy
jeszcze samochód i w świetnym nastroju ruszamy na wschód. Słońce cały czas
mocno przygrzewa, zapowiada się piękna pogoda – a dziś czeka nas delta Dunaju,
jutro może wypłyniemy w rejs po rzece.
Droga do Galati mija spokojnie – przejeżdżamy przez wioski i wioseczki, podobne
architektonicznie do tych podbukareszteńskich. W Galati parkujemy na promie i
przepływamy na drugą stronę rzeki, stamtąd ruszamy do Tulczy. Z tego miasta
ruszają statki wycieczkowe po Dunaju, tutaj również planujemy znaleźć jakieś
noclegi. Droga z Galati do Tulczy bardzo zróżnicowana, teren pofałdowany,
mnóstwo wzgórz na horyzoncie, malutkie, biedne wioski – mamy co oglądać.
W Tulczy z łatwością odnajdujemy port, parkujemy w pobliżu i ruszamy pieszo na
rekonesans. Dosyć szybko trafiamy na łodź-hotel – młody chłopak, dobrze
władający angielskim, pokazuje nam kajutki – proponują nam 3 pokoiki 2-osobowe.
(40 ron za łóżko) Pokoiki malutkie, ale czyste, przytulne – każdy z
łazieneczką. Takie miniaturki, ale fajne – bardzo nam się tu podoba. Do tego
nasz przewodnik ma łódź motorową i proponuje nam 3-godzinną (za 450 ron)
wycieczkę po Delcie jutro rano – zobaczymy dużo więcej niż podczas 12 godzinnej
wycieczki na dużej łodzi wycieczkowej (pyr pyr pyr, jak to określił mój
małżonek). Ma to sens, bo rejs nie będzie zbyt długi, a co za tym idzie
dzieciaki się nie znudzą. Poza tym nigdy nie pływaliśmy porządną motorówką.
Postanawiamy się jeszcze zastanowić, ale już nam się ta oferta podoba. Najpierw
jednak pora na obiad – siadamy w pobliskiej restauracji, serwującej ryby i
pochłaniamy pysznego suma.
Z pełnymi brzuchami ruszamy na dalsze poszukiwania noclegu i oferty na
jutrzejszą wycieczkę – najpierw zaczepia nas chłopak nieźle mówiący po
angielsku, ale występuje on w imieniu swojego kolegi, który ani w ząb nie zna
tego języka, co może nam skutecznie utrudnić porozumiewanie się w czasie
wycieczki. Rezygnujemy a decyzję pomaga nam podjąć przesympatyczny agent
turystyczny, który na tej promenadzie szuka chętnych na 12-godzinne wycieczki
statkiem wycieczkowym. Po tym jak dowiaduje się, kto proponował nam swoje
usługi stwierdza, że super trafiliśmy i powinniśmy się zdecydować na tą 3-
godzinną wycieczkę motorówką – nasz przewodnik jest ponoć super, zna miejsca,
gdzie można zobaczyć ciekawe okazy ptaków i warto mu zaufać.
W ten sposób wracamy na łódź-hotel – rezerwujemy noclegi (liczą nam w końcu za
4 osoby, a jest nas 5) i wycieczkę i wracamy do samochodu po bagaże. Pokoiki na
statku malutkie, ale wygodne. Urządzamy się w nich szybko i lądujemy z piwkiem
na pokładzie. Możemy popodziwiać nadchodzący zachód słońca, ochłodzić się w
wieczornej bryzie i poprowadzić nasze ulubione, rodzinne pogaduchy o tym co
było kiedyś, o marzeniach o przyszłości.
Cdn…
27.07.07
Zasypiamy w naszych łóżkach szybko, równie szybko mija noc i o 7 rano jesteśmy
gotowi do rejsu. Nasz przewodnik jest punktualny, ma bardzo fajną motorówkę.
Wsiadamy, zakładamy kapoki i sprawnie wypływamy na rzekę.
Najpierw płyniemy szeroką odnogą Dunaju, potem skręcamy w lewo, w węższy kanał –
tutaj rzeka ma mnóstwo odnóg, po drodze natykamy się na liczne jeziorka. Na
brzegach widać liczne ptactwo – czaple, żurawie, mewy. Wysoko na drzewach
siedzą kormorany. W pewnym momencie zatrzymujemy się przy jeziorze – przewodnik
gasi silnik, a przed nami na wodzie widzimy setki, a nawet tysiące ptaków – nie
można tutaj wpływać – to jest strefa pod ścisłą ochroną, dlatego pozostajemy na
jego początku. W oddali widzimy 2 pelikany – po raz pierwszy widzę te ptaki na
wolności.
Ruszamy w dalszy rejs, podziwiając okoliczne widoki – rzeka meandruje, raz jest
szersza, raz węższa. Co chwila mijamy inne jednostki pływające – łódki, nieduże
motorówki. Na brzegu co jakiś czas widzimy rybaków i rozbite namioty – ludzie
szykują sobie śniadanie.
Kolejnym etapem naszej podróży jest przystanek we wsi Mila 23 – malutka, kilka
domków na brzegu. Wypijamy kawę (parzoną po turecku) w pobliskiej knajpce i po
chwili przerwy ruszamy w dalszy rejs. Po chwili wypływamy ponownie na główny
kanał – szeroki, rozległy, o uregulowanym brzegu. Widoki mniej ciekawe, mijamy
kolejne wioski, leżące na szlaku – czasami widać kormorany, siedzące na
drzewach. Mijamy również coraz większe statki, które robią wielkie fale – nasza
motorówka opada na nich jak mała łupina od orzecha, ale wrażenie jest fajne.
Wkrótce dopływamy z powrotem do Tulczy – nasz wycieczka dobiega końca.
Zabieramy nasze rzeczy ze statku i kierujemy się do naszego samochodu – powoli
ruszamy w kierunku Bukaresztu. Może jutro wybierzemy się w góry, jeśli pogoda
pozwoli. Jeśli nie, to poodpoczywamy w domu, może pozwiedzamy trochę miasto.
Cdn…
Temat: Patenty obowiazkowe czy dobrowolne?
ignorant11 napisał:
> skipbulba napisał:
>
> > ignorant11 napisał:
> >
> >
> > > Mysle ze, po ostatnich zmianach w rozporzadzeniu zdobywanie kolejny
> ch sto
> > pni
> > > zeglarskich stało sie tak łatwe,że postulaty zniesienia obligaryjno
> sci
> > > patentów stały sie juz mocno nieaktualne.
> >
> > Nie zgodze sie, czym innym jest niekoniecznosc posiadania jakichkolwiekm
> > uprawnień do prowadzenia jachtów do 12m( ten rozmiar przykmijmy jako
> graniczny
> > chociaz są kraje gdzie jest wiecej) od systemy w którym do prowadzenia 12
> m
> > jachtu trzeba 2 patentów i są one obligatoryjne. Poziom obecnego stejota
> jest
> > porównywalny nieomalze z dawnym morsem, gdzie w pozostałych krajach unii
> do
> > prowadzenia jachtów powyzej 12m wystarcza wiedza na poziomi9e dawnego ste
> jota.
> > >
> > > Zreszta w wielu krajach istnieja obligatoryjne patenty, np w tak wy
> chwala
> > nej
> > > Szwecji na wieksze łodki, podobnie na Chorawacji, Francji, Niemczec
> h...
>
> +++Dlaczego na modłe szwedzka uwazasz 12m za graniczna?
Nie na modłę szwedzka, tylko w wiekszosci krajów tak ustanowiono granic, zwróc
uwage ze obecnie i u nas jest to granica uprawnień stejota, w szwecji jest to
granica 12 x 4 i oba wymiary musza byc przekroczone, pisałem o tym wielokrotnie
a ty uporczywie to ignorujesz.
>
> >
> > Nie zupełnie, Chorwacja to ososbny temat bo nie nalezy do UE, a patent
> wymagany
> >
> > tam jest na poziomio polskiego żeglarza jachtowego i daje uprawnienia do
> 100T.
> +++A ktos sie na mnie obrazał,że porównywalem chorwackiego VB do zj.
> Wszak dalej niz za 12mile nie wypłyniesz.
jesu, uczestniczyłes w dyskusji na prz, a tu zaczynasz od nowa od tych samych
nieprawd. Od granicy kontynentalnego brzegu w chorwacji mozesz wypłynąc 75mil.
75mil, to wiecej niz 12 mil, nie?
>
>
> > Zupełnie nieporówywalne do polskich uprawnien.We Francji patenty są tylko
> na
> > sródladziu, jeśli chodzi o niemcy to na prowadzenie jachtów zaglowych na
> morzu
> > nie -potrzeba patentów, jak juz chcesz tak dyskutowac.
>
> +++W Niemczech chyba tak samo jak we Francji, choc kolega z zalogi
twierdził,że
>
> Niemcy na morze tez maja jakies uprawnienia, a mogł byc dobrze zorientowany
bo
> zone ma Niemke i zeglarke. Ktos na jakiejś gieldzie skipperów wymieniał
patent
> niemiecki, ale nie byo mowy o tym czego on dotyczył.
>
heh, toz pisałem tu na twoim forum w odpowiedzi na Twoje posty. Jest wymóg
jesli jacht posiada silnik, jesli nie to nie ma papierów, Wymogi na
prowadzenienajwiekszych anwet jachtów sa na poziomie stejota. Starego zeby była
jasnosc.
>
> Albo pisz jak jest albo
> > nie pisz wcale, bo takie niepełne informacje to manipulacjia.
> ++Niekoniecznie zaraz manipulacja, czasem ma sie fragmentaryczne dane.
>
Albo manipulujesz, albo nie czytasz co sie do ciebie pisze, bo piałem
wielkokrotnie jak jest w innych krajach.
> W pozostałych
> > krajach UE nie sa wymagane patenty do prowadznia jachtów do conjamniej 12
> 3m a
> w
> >
> > wielu do znacznie wiekszych rozmiarów np.
>
> +++W Hiszpani chyba coś jest?. A w Portugali napewno, bo przy mnie facet w
OZZ
> załatwiał wymiane stjota na nwoego własnie aby wydali odpowiednik
portuglaski,
> aby mogł zeglowac na swoim(sic!) jachcie. Szczegółów nie znam, moze warto
> sprawdzic...
>
wszedzie obowiazuje prawo bandery i nikt nie ma prawa wymagac innych papaierów
niz wymaga prawo kraju pod jakiego bandera pływa jacht, dlatego ja pływam pod
bandera szwedzka i mam w nosie polskie patenty i rejstry.
Nier wiem jak jest w Hiszpanii, byc moze jakis patent maja. Rzecz lezy w tym,
ze wiekszosc państw UE nie ma, a te które mają, to jest to jeden patent
skrajnie uproszczony. A nie drabina obowiazkowych stopni które robisz przez
lata i wielkim kosztem finansowym.
>
> UK do 24m.
> >
> > >
> >
> > >
> > > Obecny polski system patentów jest nawet liberalniejszy niz w niek
> tórych
> >
> > > krajach stawianych do neidawna za wzór
> > >
> > No to oczywista nieprawda. Chyba ze chcesz udowodnic, ze brak obowiqazkow
> ych
> > patentów jest bardziej restrykcyjny niż ich obowiazek posiadania.Jesli si
> e
> myle
> >
> > to podaj te kraje UE gdzie system patentów jest bardziej restrykcyjny niż
> w
> > Polsce.
>
> +++Pomijajac obligatoryjnosc to zauwaz,że u nas cala kariere zeglarska mozna
> zrobic na 1 egzaminie, a w UK trzeba min 2, a u nas co najwzyej 2.
> No ale to raczej na tamten pokrewny watek.
heh, tak tylko mozesz sobie równie dobrze kupic 18m jacht i taz nim pływac, a w
polsce bez patentu nie popłyniesz niczym. I dlatego nie mozna popminac kwesti
obligatornyjnosci, która jest zła i zbędna.
>
> U nas po jednym egzaminie smigasz po calych morzach, a w Chorwacji?
>
> Czy w Szwecji na >24m sa jakies dodatkowe patenty?
> >
TAk , podobnie jak w kazdym kraju który szanuje podpisane przez siebie umowy
miedzynarodowe. Polska niestety nie jest. Zgoda na prowadznie jednostek powyzej
24m przez amatorów jest niezgodna z Konewncja Londyńską i pewnie jeszcze kilkoa
innymi.
Temat: Może ktoś podac opłaty w PZW ?
Wzorem roku ubiegłego, w Magazynie Wędkarskim publikujemy wykaz udostępnionych
do połowu ryb wód na Mazowszu Płockim oraz wysokość opłat za prawo wędkowania w
poszczególnych akwenach.
Zacznijmy od opłat obowiązkowych dla członków Polskiego Związku Wędkarskiego.
Piszemy o opłatach podstawowych, nie uwzględniając specyficznych ulg typu: za
srebrną odznakę PZW. Pełna składka członkowska za rok 2004 wynosi 54 zł
(ulgowa – dla członka uczestnika PZW – 13 zł, ulgowa dla młodzieży do lat 24 i
osób w wieku 65 lat i starszych – 27 zł). Dochodzi do tego składka okręgowa na
ochronę i zagospodarowanie wód. Pełną nizinną składkę tego typu określono w
wysokości 150 zł. Nie uprawnia ona do połowu ryb w Skrwie Prawej na odcinku od
mostu w Tłuchówku do piętrzenia w Radotkach, tj. wodzie krainy pstrąga i
lipienia. Nie w pełni uprawnia ona także do połowu ryb na odcinku od piętrzenia
w Radotkach do ujścia do Wisły (most betonowy). Za ten ostatni odcinek trzeba
dopłacić 5 zł, ponieważ jest to teren Brudzeńskiego Parku Krajobrazowego. Z
kolei za wymienianą powyżej wodę pstrąga i lipienia zapłacić należy 170 zł. I
tu bardzo istotna rzecz. Jeśli uiścimy składkę górską, to uprawnia nas ona
także do połowu ryb w pozostałych wodach nizinnych Okręgu Płocko –
Włocławskiego. Oczywiście w składkach okręgowych też są przewidziane różnorakie
ulgi. Przykładowo członek – uczestnik PZW (młodzież do lat 16) musi zapłacić 30
zł, ale za to może wędkować na wodach nizinnych w całym kraju. Składka nizinna
ulgowa dla młodzieży do lat 25 oraz osób w wieku 70 lat i starszych wynosi 40
zł, a osoby w wieku 65-70 lat oraz odznaczeni zapłacą 100 zł. I jeszcze jedna,
bardzo ważna kwestia. Jeśli chcemy wędkować z łódki, musimy dopłacić 30 zł.
Dopłacamy także za możliwość spiningowania. Ta przyjemność kosztuje także 30
zł. Trochę inaczej wyglądają składki okręgowe okresowe. Członkowie PZW, jeśli
nie chcą wykupić składki całorocznej, zapłacą 10 zł za 1 dzień, 20 zł za 3 dni,
35 zł za 7 dni. Składka jednodniowa na wody górskie wynosi 20 zł. Wędkarze
niezrzeszeni w PZW muszą za wody nizinne zapłacić odpowiednio: 20 zł za jeden
dzień, 50 zł za 3 dni i 90 zł za 7 dni. Przy okazji podajemy aktualne opłaty
egzaminacyjne za kartę wędkarską; pełna opłata wynosi 30 zł, ulgowa – 5 zł.
Ważna jest także inna informacja, szczególnie dla tej rzeszy wędkarzy z Płocka,
którzy przez ostatnie lata wędkowali poza strukturami PZW, wykupując tylko 50-
złotową składkę w PPH „SUM”. Jeśli nie chcą płacić bardzo drogich składek
okresowych, muszą przystąpić (albo wrócić) do PZW. Wiąże się to z dodatkowymi
opłatami. I tak wpisowe członkowskie dla członka zwyczajnego PZW wynosi 25 zł,
a dla członka uczestnika PZW – 12 zł. Za legitymację członkowską zapłacić
trzeba dodatkowo 12 zł. Oto wykaz wód użytkowanych przez Okręg PZW Płocko –
Włocławski (rejon Płock). Jeziora: Zdworskie, Białe, Ciechomickie, Górskie,
Przytomne, Białobrzegi. Rzeki: 1. Wisła: od ujścia Narwii w Modlinie (550
kilometr rzeki) do ujścia rzeki Tążyny (718 km rzeki). 2. Skrwa Prawa z
dopływami. 3. Sierpienica, płynąca przez Sierpc, Bielsk, Drobin, Staroźreby.
Wody drobne: Kocioł, Czarne, Bratoszewo, Zalew Piechota, Wałęsy, Przy Zamku –
wszystkie w Gostyninie, Glinianka w Koziej Górce (Strzelce), Glinianki w
Sierpcu, Stawy w Dobrzelinie, Sójki (gmina Strzelce). Oczywiście w ramach
naszej składki możemy wędkować obecnie także na innych wodach, które użytkuje
cały okręg Płocko – Włocławski, ale jest on tak duży, że na opisanie wszystkich
zbiorników nie starczyłoby nam na tej kolumnie miejsca. Pełny wykaz wód
dostępny jest w płockim biurze PZW przy ulicy Klonowej. Na wszystkich
wymienionych wodach (poza rzeką Wisłą) zabronione jest używanie silników
spalinowych do poruszania sprzętu pływającego. Nie wolno także łowić ryb przy
pomocy kuszy. Szczegółowe informacje można uzyskać pod telefonami: 262-74-45,
266-48-18. *** Kolej na wody administrowane przez Ośrodek Wypoczynkowy „Zacisze-
Bis” w Koszelówce. Ośrodek dzierżawi następujące wody: jeziora: Lucień,
Soczewka, Szczawin; rzeki: Osetnica, Skrwa Lewa; łowiska inne: Gaśno łowisko
specjalne w Koszelówce czynne od 15 kwietnia do 15 września w godzinach 5.00-
10.— oraz 16.00-21.00 (osobne opłaty). Na wodach tych wędkarz musi przestrzegać
warunków połowu ryb określonych w ustawie o rybołówstwie śródlądowym. Na
jeziorach: Lucień i Soczewka można wędkować z łodzi od wschodu do zachodu
słońca; wędkowanie z brzegu przez całą dobę. Trochę inaczej płaci się za połów
ryb tylko na łowiskach: Gaśno i Szczawin. Opłata w tym przypadku wynosi 65 zł,
ale dotyczy tylko tych wędkarzy, którzy korzystali z tych łowisk w roku 2004.
Nie ma oddzielnej opłaty tylko za Szczawin i Gaśno dla nowych zwolenników tych
łowisk. I jeszcze jedno; na wodach dzierżawionych przez Ośrodek „Zacisze-Bis”
nie ma oddzielnych opłat za wędkowanie z łodzi. Opłat dokonywać można w
następujących punktach: Płock – sklep rybny „Stynka”, ul. Kolegialna Gostynin –
sklep wędkarski, ul. Bierzewicka Gąbin – sklep wędkarski, ul. Północna
Soczewka – Jerzy Pachniewski Lucień – sklep spożywczy przy zjeździe na
Miałkówek Miałkówek – ośrodki wypoczynkowe: „Wodnik” Koszelówka – siedziba
firmy. Szczegółowe informacje pod tel.: 277-54-83. Pod tym numerem można także
informować o wszelkich próbach kłusownictwa; właściciele Ośrodka przygotowali
nagrody. Tomasz Szatkowski P. S. W następnym numerze Magazynu napiszemy o
zmianach zasad wędkowania na Wiśle w obrębie Płocka. Dotyczą one między innymi
połowów rybackich oraz wędkowania z łódek.
usatysfakcjonowalam Cie ? :)
Temat: Wczoraj nie bylo mi do smiechu.....
Wczoraj nie bylo mi do smiechu.....
W poludnie zwinalem manele i pojechalem nad morze czyli ciesnine Sund.W
porcie spuscilem lodeczke do wody ,odprowadzilem auto z
przyczepka.Przygorwalem wszystko i dawaj na wode.Upal znosny na ladzie 27C na
wodzie 24C przyjemnie lekki wiaterek zachodnio polnocny.W porcie czyli
Marinie porozwieszane sa wszedzie nowe plakaty ,ze dopiero pelna predkoscia
wolno plywac 1 mile od brzegu.Chodzi o plaze i kapiacych sie.Ludzi tysiace.
Zostawiam nasza Marine z tylu ubrany jak nalezy w slipach i kapoku,bez tego
sie nie wyplywa.I spokojnie ,plytko z uniesionym silnikiem pokonuje te
poltorej mili.No nareszcie glebsza woda.Opuscilem silnik,wszystko umocowane i
na swoim miejscu.Usadowilkem sie w fotelu wygodnie i szczelnie.Manetka do
przodu ,cichy bas przechodzi w fajny pomruk lodz odrazu z wody wyskakuje i
doslownie na propelerze i kawalka stepki trzyma sie wody.Uczucie pelnej
radosci i wolnosci.Tak ciagne z piec minut ,szkoda benzyny ,duzy motor w
takim ptrzypadku kopci tyle litrow na godzine ile ma koni.Moj jest nie wielki
tylko 40KM alew wystarczy.Predkosc ponad 30 wezlow.Jestem juz na srodku Sundu
przy FLinta rynnie.Tak sie nazywa tor wodny kolo Malmö w kierunku na
Helsinborg,zwalniam robie luk i z powrotem.Zauwazylem duzy ruch,dziesiatki
lodzi mniejszych wiekszych wszyscy gazuja do dechy w wiekszosci mlodzi
ludzie.Jak tylko dorwie sie dwoch kolo siebie odrazu jak pod skrzyzowaniem
warkniecie silnikiem i wyscigi.Cos fantastycznego.Najwazniejsze trzymac
odleglosc pomiedzy lodziami. Tak sie jedzie kilometr jak sie wygra szuka sie
nastepnego chetnego,a chetni sa wszyscy i starzy i mlodzi.No troche sie
poscigalem ,wiekszych szans z mym starym motorem to niemam.dzisiejszy 40KM to
wazy o polowe mniej jak ten moj z lat 80-tych no i pala mniej.Maja kat wtrysk
i kompa. Zupelnie jak w aucie.Moj tylko ma elektroniczny zaplon i dosc
skomplikowana 4elektryke.
W pewnym momencie stalismy i sie rozmawialo a tu nagle lekki bas i potworny
szum cietej wody.Leci taki prawdziwy morski cruiser.Flaga niemiecka i kurs
mial na Niemcy.Dlugi na 8m wielki ciezki z tylu dwa diesle Marin Mercedes
kazdy po 8 garow w ukladzie V.Napedzaja nie sruby lecz pompy ktora odrzuca
wode.Koledzy opowiadali ,ze widzieli tych dwoch wariatow w Helsinborgu w
Marinie z tad te dane.Kazdy motor w okolicach 350KM.Tank na 1000l diesla.
Ocenialem ich na 80 wezlow marszowa to jest okolo 130km/h.Fali juz prawie nie
bylo wiaterek 2.To mimo tej predkosci lodz wychodzila dosc wysoko z wody.Taka
nam fale zrobila ,ze kazdy startowal aby miec lodz w ruchu sterowna.Potem Hej
då czyli czesc i pojechalem do domu.Na okolo 1 mile, przed brzegiem znam
miejsca plytkie gdzie woda jest fantastycznie czysta i mozna se kapac lub
opalac.Rzucilem kotwice. I tak sobie leze.Milo na jednym boku potem na
drugim,czuje dobrze slonce ,to sie zanurzylem ,ale tylko do pasa,niewiem czy
jeszcze moge sie kapac czy nie.Lekarz nic nie mowil.No zrobilo sie pozno.Juz
zaczeli wszyscy sciagac do Mariny.Wzialem pomke taka gumowa gruche i
podpompowuje paliwo.Silniki zaburtowe ,aby wystarowac musza miec cala linie
paliwowa zalana paliwe i musi ono byc pod pewnym cisnieniem,to jest
spowodowane specjalmna sprezynka w plywaku aby w czasie duzych przechylow
motor sie nie zalewal,ale benzyna sama nie wpadnie trzeba ja dobrze wcisnbac
i otwoirzyc zawor.No i tak cisne te gruche,cos mieka, atu nagle pac i pekla
benzyna sie polala po paluchach.Koniec zadnej szansy startu.Mialem tak pomke
w opakowaniu Mr Muscel ktorym mylem lodz.Natychmiast zawartopsc wylalem i
zaczelem robic pomke ala Mc Gywer.Wszystko bylo dobrze wentyle ze starej
guchy,ale za malo paliwa podaje.Wlalem paliwo besposrednio do komory
plywakowej.Staruje poszedl odrazu ale pol minuty sucho w przewodach.Nie
zaciagnie, taka to morskich motorow musi byc caly czas w paliwie.Zaczelo byc
pozno zadnej lodki.Decyzja szybka .Kapok na siebie,motor do gory,kotwica z
lina w reke i za burte .Nie bylo gleboko,okolo piersi.Patrze jakies
500m,plynie lodz z dzieciakami takimi po 14 lat-16 przyjechali sie wykapac.No
jedyny rada isc krzyczec nie bede i robic obciachu.Ide sobie woda ciepla
nawet milo zerwal sie wiaterk,trzeba dobrze lodz trzymac.jest po piers jest
poszyje o cholera uszu moczyc nie moge.Znowu sie zrobilo po piers potem po
pas i mam chlopcow.Bylo ich chyba szesc sztuk.Dziewczyny i
chlopacy.Zawolalem,mam problem.Odrazu jeden zakomenderowal wszystko wskoczylo
na lodeczke zapalili silnik i podplyneli,opowiadam ze nie darady wystartowac
czy mogliby podrzucic do Mariny.Odrazu im rzucilem cume.Dwoch trzymalo i
pojechalismy po 10 minutach jestesmy na miejscu.dziekuje im i pytam sie czy
choc troche do tanku,oj sie ucieszyli wlalem im ponad 10litrow juz gotowej
mieszanki z karnistra zapasowego.-Mieli prawie do pelna byla taka radocha, az
sie zapytali czy jutro nie bedzie potrzeba holowac.Usmiechnolem
sie .Podziekowlem.
Moral z tej przygody.Jak ma sie lodz stara i sie nie uzywalo jej ostatnie 6
latto wymien najpierw wszystkie przewody paliwowe gumowe czy
plastikowe.Dobrze z,ze to sie stalo blisko a jak dalej,to tylko czekac na
wiatr korzystny bo inaczej to brzeg Dunski albo nawet otwarty Baltyk.;Mialem
Mobila ,ale w takie sprawie nie bede dzwonil o pomoc, co innego w nocy.Potem
kosztami obciaza to czlowiek sie ze smiechu na nogach nie utrzyma.
Dzisiaj juz kupliem wszystko pomke nowe przewody, zawory.Naluczka na cale
zycie.Pzdr.Michal
Strona 3 z 3 • Znaleziono 145 rezultatów • 1, 2, 3