silniki spalinowe łódka
Widzisz posty znalezione dla hasła: silniki spalinowe łódka
Temat: Dobór silnika pomocniczego - dyskusja z pl.rec. zeglarstwo
Witam.
Nosze sie z zamiarem zakupienia silnika pomocniczego i nie wiem jakiej ma
byc mocy. Mam zaglowke SAILHORSE o masie 480 kg.Prosze o pomoc
Tadeusz Bobek
-------------------------------------------------
najmniejszej jaki znajdziesz;-)
elektryczny, spalinowy?
pozdrawiam, tomek
--------------------------------------------------
Wnioskuje w takim razie, ze HONDA typ BZBFo mocy tylko 2 koni bedzie
odpowiednia?
Ten silnik podoba mi sie z roznych powodow, ale przede wszystkim z powodu
malej masy i malego zuzycia paliwa.
Tadeusz
---------------------------------------------------
Wystarczy maly 2KM silnik spalinowy. Polecam silnik renomowanych firm
np. YAMAHA, HONDA czy MERCURY ze wzgledu na dostepnosc czesci i
serwisu. Najlepiej 4-suw.
Pozdrawiam
Zbigniew Jatkowski
-----------------------------------------------------
Hmmm...
Troszkę zależy od akwenu na jakim masz zamiar się poruszać.
I od stylu uprawianego żeglowania...
Czym innym będzie weekendowe kręcenie się po jeziorkach,
a czym innym sprowadzanie jachciku Pisą pod prąd na Mazury.
Wydaje mi się, że do pływania po jeziorach wystarczy ci jakiś
najmniejszy (najczęściej ok.2KM) model - byle współczesnej,
renomowanej marki.
Jeśli chodzi ci po głowie silnik nowy, to czy będzie to Mariner, Honda,
Yamaha, Suzuki, Johnson, Mercury czy Tohatsu - większej różnicy nie
sprawi - każda marka znajdzie tak zwolenników jak zagorzałych
przeciwników.
Jeżeli zależy ci przy okazji na czystszym "ekologicznie" pływaniu i na
małym zużyciu paliwa - rozważ zakup silnika czterosuwowego.
Tyle, że jest to impreza zdecydowanie droższa...
I przy rozważanych mocach różnica w zużyciu paliwa jest b. niewielka.
Wciąż oferowane są silniki zza wschodniej granicy, bazujące na
sowieckiej jeszcze myśli technicznej - w interesującej cię wielkości
będzie to "Salut". Zdecydowanie, ale to bardzo zdecydowanie unikaj
takich "okazji".
Jeśli masz zamiar kupić silnik z drugiej ręki - upewnij się dobrze
co do "legalności" - tak silnika jak jego sprzedawcy... Faktura z nr
seryjnym silnika, instrukcje, książka serwisu, pełne dane sprzedawcy -
- to uprawdopodabnia legalność zakupu z drugiej ręki.
Nie warto brać silnika bez "luzu" - niektóre strasze modele mają śrubę
połączoną "na sztywno" - ani to bezpieczne ani wygodne, choć bardzo tanie.
Niektóre silniki choć posiadają "luz" to nie posiadają biegu "wstecz",
a napęd jachtu do tyłu uzyskuje się poprzez obrót kolumny silnika o 180'.
Jeżeli znajdziesz taki właśnie silnik - sprawdź czy konstrukcja twojej
łodki
pozwala na niezbędne obracanie silnika wraz z kolumną.
Ahoj
--
Jaromir Rowiński
*********************************
Żeglarstwo jest na tyle specyficznym sportem lub rekreacją,że nie może być
pozostawione bez właściwego dla bezpieczeństwa ludzi specjalistycznego
nadzoru. kpt jacht.Waldemar Carbuch na Sail-ho
********************************
--------------------------------------------------------------------
No i czy zaasdniczo do przodu czy zasadniczo do tyłu:)))
Maciek"S"Kotas
----------------------------------------------------------
Bede plywal po mazurach, rzeki nie przewiduje. Wybor padl na Honde
czterosuwowa, ze sprzeglem odsrodkowym i wstecznym przez obrot kolumny. Moja
lodka umozliwia takie rozwiazanie. Balem sie troszke , ze moc bedzie
nieodpowiednia, ale Wasze opinie utwierdzaja mnie w wyborze. bardzo dziekuje
za podpowiedzi.
Tadeusz Bobek
----------------------------------------------------------
To teraz jeszcze tylko zmierz wysokośc pawąży i upewnij się czy będziesz
potrzebował model z długą czy też z krótką kolumną. Płytka antykawitacyjna
HONDY BF 2 powinna znajdować się 15cm pod wodą.
Pozdrawiam
Tomek Janiszewski
ps. Z takim właśnie silnikiem pływam rokrocznie Orionem z Warszawy na Mazury.
----------------------------------------------------------
Panie Tomku
Czy orion nie mial problemow z plynieciem pod wiatr np 3 w skali? Jak z
nurtem rzeki. Prosze o swoja opinie na temat tego wyboru. Jest to pierwszy w
zyciu silnik do lodzi. Niektorzy zachecaja do kupienia wiekszej jednostki np
4 konnej. Ale znowu ona jest ciezsza i wiecej pali itd. nie zamierzam uzywac
tego silnika do niczego wiecej.
---------------------------------------------------------
Mimo,że pytanie jest do Tomka pozwoliłem sobie włączyć się do dyskusji. 4-
konny silnik jest stanowczo za duży. Taki silnik może posłużyć jako napęd
pomocniczy do całkiem sporego jachtu o masie ponad tonę będą to jednostki
wielkości Sportiny 680 lub Tanga 730
Zajrzałem na podaną stronę i widząc, że dyskusja dotyczy łodzi
otwartopokładowej skorzystałem ze słownika i śmiem twierdzić, że podane 480 kg
to nie jest masa łodzi lecz jej wyporność. Inaczej mówiąć masa razem z załogą w
trakcie żeglugi tak, że proponowany silnik Hondy o mocy 2 koni w zupełności
wystarczy. Przed wieloma laty kiedyś używałem 2-konnego archaicznego już Saluta
do jachtu 9-cio metrowego. Kanały mazurskie z Jagodna na Tałty przeszedłem w
ślimaczym tempie w 3 godziny. Obecnie używam 2,5-konnego merkurego na jachcie
który ma masę ok. 700 kg do tego trzeba doliczyć masę zapasów i załogi jak
płynie się w dłuższy rejs nigdy nie miałem problemów z płynięciem pod wiatr a
także zdażyło mi się płynąć na silniku pod prąd rzeki.
Pozdrawiam Marian Janaś
------------------------------------------------------------------
c.d w następnym poście
Temat: Zasilanie na jachcie - szukam rady
Prostownik -zgoda ale to z dostepem do kontaktu. Tutaj potrzebne mi rozwiazanie- uzyskanie energii na bateri/bateriach w waunkach polowych. Z załozeniem że nie moge użyć żagli
Ech, ciekawa dyskusja a początek mnie ominął - nawet nie wiem gdzie mam się podpiąć
Po pierwsze: jakie to sytuacje?
Flauta? No cóż, i na Mazurach mnie to dopadało niejednokrotnie, a tylko wyjatkowo używałem w takich wypadkach silnika. Określałem kierunek przemieszczania się powietrza (bo wiatrem trudno to było nazwać) przy pomocy płomienia zapalniczki, ustawiałem żagle tak jak powinno być... i jakoś posuwałem się dizobem do przodu pół glona na minutę, zaś aby czasu nie marnować na bezczynnym gapieniu się przed siebie, przygotowywałem posiłek. Po jakimś czasie, często w zapadłych już ciemnościach budził się lekki wiaterek który szybko zanosił mnie do zaplanowanego na ten dzień celu. Świateł nawigacyjnych wprawdzie nie miałem, paliłem jednak w kabinie lampkę, widoczną ze wszystkich kierunków. W tym sezonie mam nadzieję dorobić się wreszcie świateł z prawdziwego zdarzenia.
Awaria osprzętu? Też mi się to zdarzyło, urwało się jarzmo steru wykonane przez partacza z warszawskiej firmy "Kotwica" Stało się to na Zegrzu, w pierwszym(!) mazurskim rejsie. Silnik, mimo że zaledwie dwukonny, pozwolił mi bez większych problemów wyratować się z opresji. Ale taka awaria nie powinna się zdarzyć, partacza należy omijać a na miejsce prowizorycznie naprawionego bubla wykonałem w końcu nowe jarzmo, prawie samodzielnie a to co wymagało udziału fachowca (spawanie zawiasów z kwasówki) bylo przeze mnie osobiście nadzorowane. Podarte żagle - to może być tylko oznaka ich zupełnego zużycia, niedbałości w ich obsłudze lub niewłaściwy dobór ich powierzchni w trudnych warunkach.
Kanały? Owszem, pokonywanie ich bez silnika, na burłakach jest uciążliwe, a bez pomocy załogi (tak najczęściej pływam) byloby wyjątkowo żmudne. Toteż tam posługuję się silnikiem. Ale czy na Pojezierzu Drawskim występują kanały równie długie jak na WJM?
Rzeki? Tu silnik bywa niezbędny, na przykład gdy płynę z Warszawy na Mazury lub z powrotem. Zdarza się wprawdzie że przy sprzyjającym wietrze posługuję się żaglami na Narwi (na Pisie jest zakaz pływania z postawionym masztem) jednak na sprzyjający wiatr rzadko można liczyć w tych warunkach. Mniejsze rzeczki, takie jak Głaźna Struga
pokonywałem samodzielnie bez użycia silnika - i strefa ciszy, i za płytko:
http://www.siz.org.pl/opowiesc/tjublik/ublik.html
Ale znów: chyba nie myślisz pływaniu na Pojezierze Drawskie np z Poznania - Wartą, Notecią i Drawą? Nawet gdyby było to możliwe, zapotrzebowanie na energię w drodze pod prąd będe tak wielkie że w grę wchodziłby tylko silnik spalinowy.
A w Warszawie żegluję po Wiśle. Z wyjątkiem sytuacji gdy wybieram się na Zegrze, w ogole nie zabieram silnika - powrót z prądem rzeki mam zawsze zagwarantowany. I w takich warunkach też możliwe są dalekie i ciekawe rejsy:
http://www.siz.org.pl/opowiesc/tomekj/wisla1.html
Jak zachwalają, prąd zaczyna płynać przy prękości witru 2 m/s
Ale to jest prąd który z powodzeniem wystarczyłby mi do ładowania 8 sztuk akumulatorków R20 o pojemności 8Ah jakich używam na jachcie. Rzecz jasna, nie do napędu lecz do oświetlenia - przy pomocy wspomnianej energooszczędnej lampki LED. Takie też będą światła nawigacyjne, jakie obecnie wykonuję. Natomiast do ładowania akumulatora trakcyjnego potrzebna byłaby turbina o wiellkości porównywalnej z masztem. Oczywiście, taka turbina sama przez się stanowiłaby pasożytniczy "żagiel" kóry skutecznie zdryfowałby nam jacht niekoniecznie tam gdzie chcielibysmy plynąć. Należałoby więc na czas ładowania zakotwiczyć łódkę. Również nie ma co liczyć na śródlądziu na to że nocą gdy śpimy wiatr naładuje nam akumulator na dzień następny. Pod wieczór wiatr zwykle cichnie lub bardzo znacznie słabnie (przykładowo: 1m/s to za słabo aby z takiej turbiny ładować akumulator ale płynąć od żaglami po spokojnej wodzie można już całkiem efektywnie) a jeśli wieje mocno - nie mamy się co cieszyć, bowiem wkrótce należy spodziewać się załamania pogody lub burzy. Toteż prądnice wiatrowe (oczywiscie nie do celów napędowych) preferowane są na morzu, gdzie wiatr wieje zwykle mocno bez względu na porę dnia.
moja łajbka jest jak rowerek na pedały już miesca nie ma
Do tego jeszcze jak sama przyznałaś, na ciasneł lódce śródlądowej trudno jest znaleźć miejsce gdze śmigło o przeszło metrowej średnicy nie zagrażałoby glowom załogi.
To moze bateryjki ładować agrgatem walizką gdzieś na lądzie-ale to nie będzie podejrzane, ze kolo wody agregat pracuje np. wieczorem???
Będzie podejrzane. Do tego jeszcze hałas pracującego przez całą noc agregatu może zwabić złodziei - a przecież agregat schowany w krzakach kilkadziesiąt metów od brzegu będzie nieporównanie trudniej upilnować niż przyczepny silnik na pawęży.
Dlatego przemyśl Karioko jeszcze raz czy silnik elektryczny jest Ci tak naprawdę potrzebny. Nawet do manewrów portowych - przecież kiedyś uczono dochodzenia do kei na żaglach (czasem warto dochodzić na jednym żaglu - warto pamiętać). Na temat możliwości manewrowych współczesnych koromyseł wyższych niż szerszych a szerszych niż dłuższych wypowiadać się nie zamierzam - skoro takie jednostki podobno nie są w stanie bezpiecznie podejść do kei bez użycia silnika, wniosek może być tylko jeden: powinni tego zabronić
c.d.n.
Tomek Janiszewski
[ Dodano: Sro 18 Lut, 2009 09:32 ]
Temat: Dla ojca i córki...
(...)A serwa ci dygoca poniewaz ZAWSZE najpierw wlaczasz nadajnik , a potem odbiornik. Wylaczasz w odwrotnej kolejnosci. ZAWSZE
Pozdrawiam
baxter
Ta uwaga mnie zaintrygowala.... juz (chyba) wiem dlaczego jest jak piszesz: ponoc wspolczesne serwa potrafia sie zrypac jesli odbiornik zlapie stosowne zaklocenia (oczywistym jest dla mnie, ze nadajnik je tlumi), jesli ponadto odbiornik nie ma zaimplementowanej funkcji "pozostaw pozycje domyslna, gdy sygnal jest niezrozumialy") - czy to sie zdarza, nie wiem - widocznie sie zdarza i dzieki za ostrzezenie ! Byc moze sie zdarza nawet jesli odbiornik ja ma :)
Chyba mnie wzielo na wspomnienia, byc moze poczytac warto....?
Uwaga, bedzie przydlugie.
Dlaczego (po oblataniu) chce ciagle ta Dimone przerobic na spaliniaka?! :)
Marzylo mi sie kiedys miec aparature proporcjonalna, 4-ro kanalowa i niewielki silnik "z gaznikiem wielozakresowym"...... teraz gdy w zasadzie zapomnialem, ze to lubilem bardzo, wystarczy siegnac mi reka.... no nie wiem, chce polatac tak jak kiedys.
Jakos, z sentymentu?! -ech te silniki spalinowe.... wlozylem nawet do "Jaskolki" hamerykanski COX 1,5 ;-)))) (wczesniej jakis rosyjski samozaplon 0,8ccm, nie pamietam juz jak ten silniczek-marzenie sie nazwal /kupilem go w koncu w Skladnicy Harcerskiej Wroclaw-Lesnica, gdzieindziej byl nieosiagalny/, chodzil absolutnie wspaniale, po stosownym docieraniu)
- ale to darlo w niebo !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ;-)
Moje latanie skonczylo sie na Wicherku 25 z ruskim silnikiem i aparatura PIŁOT2, przerobiona na 4 kanaly (stad zainteresowanie - dzis zawod - elektronika... - podstawa i inspiracja mej pozniejszej wiedzy, doswiadczenia i pasji byla ksiazka "Budowa i Pilotaz Radiomodeli"... heh!)....
Ze 3-4 razy razy polecialem nim z silnikiem Raduga (bodaj 6,5ccm). Pod spodem bywaly 2 baterie plaskie 4,5V, odpalana w locie rakieta co robila bum uderzajac w ziemie (lub w powietrzu) i nawet aparat SMIENA SYMBOL -migawka byla wyzwalana gumka, po przepaleniu nitki "dlugim lontem"
- tym sposobem mialem bodaj jako pierwszy (nie liczac "prawdziwych" pilotow) pare czarno-bialych zdjec Brzegu Dolnego z lotu ptaka, ktorymi moglem pochwalic sie rodzicom, dziewczynie i chlopakom na podworku ;-))
"Rakieta"?
Potrafila rowniez plywac i eksplodowac pod woda a nawet (przy przy odrobinie szczescia) z niej wyskoczyc, przeleciec jeszcze z 50 metrow i porzadnie "rabnac"! :))
Jak zrobic taka "rakiete"/"torpede"?
- heh, wystarczy kartka z zeszytu, dwa okragle olowki, troche nici i zwykly, ROSLINNY klej do papieru (ostatecznie moze byc WIKOL), material napedowy to sproszkowana w mlynku do kawy saletra potasowa (KNO3, srodek spozywczy do peklowania miesa), cukier-puder i odrobina proszku z wegla drzewnego; jesli ktos ma chocby podstawowa wiedze o srodku parcia i srodku masy -bez problemu, po paru eksperymentach przekona sie, ze zwinieta na olowku rurka z papieru leci prosciutko nawet i 200m, bez zadnych statecznikow :)
Uwaga: material napedowy musi byc odpowiednio ubity (olowkiem), od tego zalezy rowniez szybkosc spalania...
- jak zrobic "dysze"?! - po zwinieciu rurki z papieru wysmarowanego klejem wlozyc drugi olowek, przewiazac nicia (zacisnac miedzy olowkami), potem na kaloryfer lub pod "farelke" (KTO dzis pamieta farelke...) i gotowe... !! (moze byc i suszarka do wlosow - korpus musi wyschnac "na wior"!)
- co do "glowicy" - oczywiscie pyl aluminiowy i nadmanganian potasu (to efektowna i bodaj najbezpieczniejsza mieszanina wybuchowa)
- jak zrobic "zapalnik uderzeniowy"?! - tak samo prosto: wystarczy 1 zapalka, draska z pudelka, klej do papieru, troche nici i pomyslunku...
- jak zrobic rakiete co "rypnie" w powietrzu?! - tak samo, nie oddzielac materialu napedowego od "glowicy" ;-))
- jak zrobic lont "szybki" i "dlugi" - to tez proste, z uzyciem w/w substancji, materialow i.... papieru toaletowego...
- jak to "odpalic radiem"?! - to akurat rzecz najprostsza....
- jak zrobic "prowadnice" rakietry do samolotu? - najprosciej na swiecie: do korpusu rakiety dokleic papierowa rurke srednicy ok. 1mm, a do skrzydla drut, np. z wyprostowanego spinacza do akt....
No nie wiem: za czasow mych mlodzienczych lat bawilismy sie wysmienicie i nigdy nikomu nie stala sie wieksza krzywda. Nigdy!
Rakieto-torpedy wypuszczalismy z reki, z samolotu, modelu lodki, wrzucalismy do wody i odpalalismy elektrycznie pod woda - ale nie "z okretu podwodnego", bo takiego nie zbudowalismy.
Te zabawki moze i nie byly popularne gdzieindziej -przyznam bez bicia, ze ja je kiedys, w oparciu o doswiadczenia starszych kolegow z podworka - wymakgajwerowalem ;-)))
Z uwagi na "dziwne czasy" nie podaje proporcji i szczegolow, mlodzi pasjonaci modelarstwa jesli zechca sami dojda do celu wg starych recept, zabawa najlepsza to PROBY i wnioski :)
- jedna podpowiedz: aby to nie zamakalo, wystarczy "pocisk" pomalowac lakierem do parkietow.... kiedys nazywal sie on "Chemolak" a dysze i zapalniki zakleic "plastelina" przed malowaniem :))))
Prosze pamietac jednak o niezbednej ostroznosci, pisze to "na wszelki wypadek" - glupota i bezmyslnosc moze byc przyczyna wypadkow (jak zawsze i wszedzie).
Taki stary i taki gupi....?! :))))
Ostatni moj historyczny lot modelarski mial miejsce w roku bodaj 1982-gim lub trzecim, na wiosnę.
Model zakonczyl swa egzystencje wypchany szczelnie owiniętą "w izolacje" mieszanka nadmanganianu potasu z pylem aluminiowym, w najlepszej proporcji i w ilosci... sloiczka przecieru pomidorowego (o pojemnosci ok. 250g), napedzany zdezelowanym silnikiem samozaplonowym RYTM (2,5ccm) i odbiornikiem dwukanalowym mojej konstrukcji (jeszcze na germanowych tranzystorach) - sterowal wylacznie sterem kierunku i funkcja.... hmm.... BUM! :)
- COZ TO BYLA ZA EKSPLOZJA I HUK NA SYGNAL Z ZIEMI !!!! - model zniknal w blysku o srednicy 2-3krotnie wiekszej niz sam niemaly samolot, na wysokosci ok 200m.
Na lakach w wysokiej trawie znalezlismy fragmenty skrzydel, baterii i postrzepiony kawalek pionowego statecznika.... i NIC wiecej.
To nie sa bajki z Mchu i Paproci ;-)
Wszystko to przeminelo jak lzy w deszczu.
Jeszcze se nie raz polatam panowie Koledzy, jutro chyba bede mial smiglo do Dimony ;-)
Pzdr!
Strona 2 z 2 • Znaleziono 75 rezultatów • 1, 2